Feeds:
Wpisy
Komentarze

Posts Tagged ‘schumacher’

Blood Creek

Joel Schumacher prawdopodobnie niedługo odejdzie na emeryturę. Jego filmy jak na złość omijają sale kinowe i lądują na półkach zapyziałych wypożyczalni. Z Blood Creek było dokładnie tak samo. Poszło o kasę i pomysł. W rezultacie obraz stracił na mocy marketingowej jeszcze przed premierą. Aby w ogóle wygrzebać o nim jakieś ciekawe informacje należy uruchomić szeroko pojmowane kontakty operacyjne w sieci. Mamy więc historyjkę o nazistach i okultyzmie. A te dwa elementy połączone ze sobą tworzą ciekawą otoczkę i przyczynek do dyskusji nad rzekomymi zapędami Trzeciej Rzeszy do panowania nad światem.

Blood Creek zaczyna się od klimatycznej, czarno-białej wstawki. Jest rok 1936. Na farmę w stanie Virginia przyjeżdża niemiecki naukowiec, który z polecenia fuhrera zamieszkuje u rodziny Wollnerów – emigrantów mieszkających w USA od kilku miesięcy. Facet wykazuje się ponadprzeciętną inteligencją i nadzwyczajnymi zdolnościami ożywiania martwych zwierząt. Akcja przenosi się do współczesności, w której poznajemy sanitariusza Evana. Ten od 2 lat zajmuje się samotnie chorym ojcem, gdyż jego brat Victor zginął w okolicznym jeziorze. Okazuje się jednak, że denat wcale denatem nie jest, odwiedza Evana w nocy i prosi o broń oraz amunicję. Zero pytań, zero odpowiedzi. Obajwyruszają ku krwawej zemście, aczkolwiek tylko jeden wie o co tu naprawdę chodzi.

Niedomówienia są tu tylko pozorne, bo gdy bohaterowie spotykają na swojej drodze tak samo młodą jak w 1936 roku rodzinę Wollnerów widz podejrzewa, że vendetta to tylko skromny wycinek z właściwej intrygi. I tak faktycznie jest – bracia rozprawiają się z familią szybko i beznamiętnie. Tylko, że przy okazji wybudzają ze snu niby-martwego niemieckiego szarlatana, który w swoim klasycznym wehrmachtowskim płaszczu wygląda jak nazi zombie. I gdy wydaje się, że akcja rozkręci się na dobre, a napięcie będzie stopniowo rosnąć, cały ten nadmuchany okultystycznym tlenem balon pęka.

Jak powinno się kręcić gatunek z nazistowskimi zdechlakami pokazał Wirkola w Dead Snow. Schumacher chciał swój film zrobić na poważnie, z jednym, na maksa przegiętym antagonistą z nadprzyrodzonymi mocami. Wyszedł z tego średnio strawny kisiel obarczony tandetnymi efektami i karkołomnymi założeniami zwłaszcza w warstwie „demoniczno-realizacyjnej”. Zombiak (w osobie skądinąd znakomitego Michaela Fassbendera) duka do siebie jakieś starogermańskie frazy i raczej nie straszy wyglądem zamaskowanej mumii pałętającej się po podwórzu. Na dokładkę otrzymujemy również fatalnie zachowujących się herosów, którzy przy byle okazji utrudniają sobie walkę  z opętanym SS-manem.

Obraz Schumachera na wielkim ekranie raczej nie zdobyłby uznania publiczności. Jest źle wyważony, niezamierzenie śmieszny, nie dostarcza nawet podstawowych emocji. Poczynania aktorów obserwuje się bez większego zaangażowania. Nie rozumiem tylko co tu robi Fassbender, który w ostatnich kilku filmach był prawdziwym objawieniem. W Blood Creek nie odstawia fuszerki, ale do zachwytu droga daleka i wyboista. Niech lepiej wraca do ambitnych produkcji.

Read Full Post »