Feeds:
Wpisy
Komentarze

Posts Tagged ‘fighter’

Od kina martial arts oczekuję w zasadzie jednego – fajnie skręconych mordobić. Stylistyka może być dowolna. Trawię zarówno kozackie wygłupy Jackie Chana w Pijanym Mistrzu jak i realistyczne łamanie stawów w wykonaniu Tony’ego Jaa w The Protector (Tom Yum Goong jakby ktoś nie wiedział). Andrzej Bartkowiak wyszedł z założenia, że na tapetę wystarczy wziąć kultową grę komputerową i przyprawić ją odrobiną powagi i brutalności. Nowy Street Fighter to kosmiczna pomyłka na wszystkich frontach, począwszy od obsady po realizację walk.

Bartkowiak najwidoczniej nudził się przez ostatnie lata. Spróbował więc zreanimować trupa i nakręcić go od nowa, po swojemu. W rezultacie wyszła mu naburmuszona, niepotrzebnie śmiesznie poważna komedyjka z kopaniem w tle. Na pierwszy rzut idzie tragiczne odwzorowanie uniwersum kultowej serii Capcomu. Pozycja, w którą zagrywałem się jeszcze na automatach była niezobowiązującą i radosną zręcznościówką. Film zaś jest kompletnie inny. W fabułę starano się wpleść jakieś dramatyczne elementy, które niejako miały wzbogacić emocjonalnie rozgrywane co jakiś czas bijatyki.

streetfighter1

Street Fighter: The Legend of Chun-Li opowiada losy młodej niewiasty, która w wyniku dziwnych przemyśleń rzuca dotychczasowe zajęcie (grę na pianinie) i rusza do Bangkoku celem odnalezienia uprowadzonego kilkanaście lat wcześniej ojca. Chun-Li wpada pod strzechy niejakiego Gena. Nauki starego mistrza nie idą na marne – dziewczyna zdobywa wiedzę w zakresie techniki wushu, by później wykorzystać ją w walce z wrogiem. Ble ble ble, who fuckin’ cares?

Jak prezentują się pojedynki? Słabo. Przede wszystkim głównej bohaterce brakuje naturalności w wyprowadzaniu ciosów. Pomijając fakt, że uroda Kristin Kreuk kompletnie nie pasuje do komputerowej Chun-Li, widać jak na dłoni, że aktorka ograniczana jest przez choreografię. Jej styl (pomijając ze 2-3 momenty) jest iście serialowy, pasujący bardziej do Strażnika Teksasu, aniżeli filmu martial arts. Jeszcze gorzej potraktowano Balroga (który jest tępą dzidą do kwadratu, a nie bokserem), a zwłaszcza Bisona. Ten to w ogóle rozbraja po całości. Z wyglądu przypomina jakiegoś biznesmenka spod Łodzi. Jako-tako broni się Vega, choć jego czas ekranowy jest krótki. Kretyńsko wypada za to Gen – gdzie ta broda i po co na siłę doklejona peruka?

streetfighter2

Największą zwałę zostawiłem na koniec. Nie wiem jak to możliwe, ale Bartkowiakowi się udało. W megapoważnym przecież filmie sensacyjnym przemycił najśmieszniejszego policjanta w historii. Nie potrafię opisać tego słowami, ale uwierzcie mi – Chris Klein sabotował produkcję i chyba specjalnie ukarał producentów tragikomiczną postacią stróża prawa. Dawno (i piszę to z całą stanowczością) nie widziałem tak źle zagranego bohatera. Niedaleko mu do inspektora Clouseau, aczkolwiek Clouseau był celowo zajebiście śmieszny.

Nie potrafię w tym filmie znaleźć jednej, naprawdę pozytywnej rzeczy. Bartkowiak – pisząc kolokwialnie – skopał po całości. The Legend of Chun-Li każe zadać pytanie: po co się kręci takie tytuły? Dla kasy? W box office Street Fighter zarobił tylko 8 baniek. Wyskakując z czymś tak miałkim do ludu trzeba się liczyć z niezłą krytyką. A gier komputerowych potrzebujących na gwałt adaptacji jest dużo. Czemu wybrano akurat tą?

ocena1

Read Full Post »