Feeds:
Wpisy
Komentarze

Posts Tagged ‘del’

Wilkołak

Praca nad Wilkołakiem przypominała nieco pobyt wśród trędowatych. Nikt nie chciał tykać kultowego oryginału z 1941 roku, wymieniano reżyserów, członków ekipy technicznej, przepisywano scenariusz, w końcu kilka razy przekładano datę premiery ze względu na konieczność przemontowania filmu. Ostała się tylko obsada. W sumie obraz ten powstał jedynie dzięki kilku życzliwym osobom. Jeżeli wierzyć wszystkim oficjalnym jak i nieoficjalnym doniesieniom z planu to obawa o ostateczną jakość Wilkołaka była jak najbardziej uzasadniona.

Zaskakujące, że film Joe Johnstona okazał się być lepszym stuffem niż oczekiwałem. Traktując całość jak obrzyny z większego stołu producenckiego nie sądziłem, że będę na Wolfmanie tak się dobrze bawić.  Z grubsza chodzi o to, aby podejść do seansu jak do niechcianego dziecka, bo fabuła nosi tu znamiona ostatniego ratunku na stole montażowym. Historia nadzwyczajnie oryginalna nie jest (co przewidywałem), nie ma też dopracowanych bohaterów na szczeblu psychologicznym (o co i tak się obawiałem), ale ma za to kozacką akcję i tytułowego zwierza, który rozszarpuje swoje ofiary z gracją pijanego drwala (na co czekałem z niecierpliwością). Obraz nie został w żaden sposób ugrzeczniony, więc krew tryska często i gęsto asystując wypadającym z tułowia jelitom. Nie ma zmiłuj, włochate bydlę nie szczędzi śledczym kłopotów.

Trochę szkoda, że cała para poszła w skądinąd znakomite sekwencje akcji, a zabrakło siły aby wcisnąć w dzieje Lawrence’a Talbota odrobinę dramatyzmu. Postać syna marnotrawnego, który przy pełni Księżyca zmienia się w bestię niespecjalnie grzeje serca widowni. Jest taki..no..taki zwykły, nie wybijający się z tłumu. To samo dotyczy inspektora Scotland Yardu. Hugo Weaving pojawia się i znika, to znowu pojawia, by znowu wyparować. Taki aktor zasługuje na większy czas ekranowy, zwłaszcza, że oprócz Hopkinsa tylko on posiada dialogi pozbawione drewnianego kołka w tyłku.

Wilkołak jest filmem przeciętnym w warstwie pozalikantropicznej, ale w pełni akceptowalnym w kategorii „rozrywka na weekend”. Szkoda, że spotkał go taki los, ale dobrze, że w końcu zawitał do kin. Polecam wybrać się na seans z dobrym nagłośnieniem, bo przy kilku scenach można nieźle podskoczyć na siedzeniu i usłyszeć pierwszorzędne, niepodrabiane wycie na tle Księżyca. Auuuuuuuuu!

Read Full Post »