Rok 1995. Brad Pitt wraz z Morganem Freemanem ścigają groźnego mordercę, który zbrodnie przeprowadza według planu 7 grzechów głównych. Se7en z miejsca staje się hitem, głównie dzięki pomysłowej fabule i genialnemu klimatowi. Rok 2009. Dennis Quaid podąża tropem innego złoczyńcy. Grzechy, grzeszki, niesnaski rodzinne stają się pretekstem do wplątania wątku biblijnych Jeźdźców Apokalipsy. Horsemen to zrzynka, do tego słabiutka.
Film szwedzkiego reżysera Jonasa Akerlunda posiada nawet dobrą obsadę. Wspomnianemu Quaidowi partneruje na ekranie urodziwa Zhang Ziyi, etatowy „Rosjanin z Hollywood” Peter Stormare oraz cała gama wielokrotnie widzianych aktorów drugoplanowych np. Eric Balfour i Barry Shabaka Henley. Kłopot rozpoczyna się w momencie, kiedy owe postacie reżyser wprowadza przed widza. Żaden z nich (oprócz Quiada) nie może wzbić się wyżej niż scenariusz tego nakazuje. Ziyi jest za mało, Stormare pojawia na całe 30 sekund, a Balfour służy tylko i wyłącznie jako kawał mięsa.
Horsemen próbuje co prawda nadrobić owe braki wątkiem ojca samotnie wychowującego dzieci, ale również dostaje srogie baty. Relacje rodzica z synami są tragicznie nudne i sztampowe. A na pierwszym planie rozgrywa się właściwy wątek dotyczący śledztwa. O co dokładnie chodzi? Nieznany sprawca torturuje ofiary, przy okazji znacząc je symbolami religijnymi. Policji dość długo zajmuje znalezienie związku między tajemniczymi znamionami i napisami na ścianach co wpływa na odbiór produkcji – Horsemen ciągnie się jak roztopiony ser na pizzy.
W paru momentach twórcom udaje się jednak zaskoczyć widza. Ot choćby sceny niektórych egzekucji przyprawiają o gęsią skórkę. Nie ratuje to filmu Akerlunda przed katastrofą, którą jest zakończenie. Rozwiązanie historii wygląda na wymyślone w ostatniej chwili, albowiem kiedy wszyscy podejrzani wydają się czyści do gry wchodzi następny, którego za Chiny Ludowe nie podejrzewałbym o takie zbrodnie. Scenarzysta postąpił dość karkołomnie i pokpił sprawę. A Szwed to kupił.
Horsemen to mało wyrafinowany i angażujący thriller, którego najsłabszą stroną jest brak jakiegokolwiek oryginalnego pomysłu w fabule. To wszystko już gdzieś widziałem: tortury w Pile, gadki z podejrzanym w Milczeniu Owiec, a motywy religijne mordów w Siedem. Mieszanina wątków powoduje, że żaden z nich nie jest poprowadzony nawet poprawnie. Po prostu Jeźdźcy Apokalipsy nie straszą tak jak trzeba.
Dodaj komentarz