Kod da Vinci, jeden z najbardziej oczekiwanych filmów Roku Pańskiego 2006 okazał się porażką. Medialny szum wywołany antyklerykalnym wydźwiękiem książki Dana Browna przerósł faktyczną wartość obrazu wyreżyserowanego przez Rona Howarda. Howard musiał później nieźle się tłumaczyć popełnionym gniotem producentom, ale przetrwał trudny okres. Co więcej, jego Frost/Nixon walczył o statuetkę na tegorocznej gali oskarowej, a więc nie zapomniał jak kręci się dobry film. Tymczasem znowu skonfrontował swoje siły z twórczością Browna. Uprzedzam – książki nie czytałem.
Anioły i Demony to typowy, podgrzany przez tematykę religijną akcyjniak. Całość rozgrywa się w jeden wieczór, co jest zasadniczo plusem całej produkcji. Tempo akcji nie zwalnia ani na moment, muzyka dynamizuje sceny pościgów, a bogate w informacje i ciekawostki gadki głównego bohatera wprowadzają namiętnie widza w intrygę. Aczkolwiek to właśnie w Langdonie i intrydze tkwi największy szkopuł. Bo gdyby obedrzeć tak historię z całej masy strzelanin, pościgów i tryskających energią sekwencji otrzymujemy napompowanego balona pełnego dziur logicznych. Sam bohater filmowi nie pomaga. Jest niewiarygodnie jednowymiarowy, ot mądry, oświecony profesorek.
Howard ogranicza jego relacje z innymi postaciami do niezbędnego minimum. Wszystkie dialogi dotyczą głównej intrygi, która notabene przez jeden element zbliża się niebezpiecznie do miana bajki dla dużych dzieci. Jeszcze gorzej wypada partnerka ekranowa Langdona – ładna pani-fizyk Vetra, posiadająca nie mniejszą wiedzę na temat sztuki, historii i symboli od samego profesora. Sęk w tym, że postać ta przyczepiona jest do bohatera granego przez Toma Hanka niczym rzep, a sama niewiele robi.
Sporo mówiło się również o antykościelnej wymowie filmu Howarda. I tu reżyser poszedł na kompromis, albowiem kwestia zbrodni kościelnych jest tu odstawiona niemal na bok, a najważniejsza broń przeciwko klerowi okrojona do zaledwie ewentualnych domysłów. Fani książki z pewnością wiedzą o co chodzi. Tak czy inaczej reżyser obdarł swój film z jedynego wartościowego składnika, fundamentu, na którym stała twórczość Browna. Kinowe Anioły i Demony w kategoriach kontrowersyjnych są wyjątkowo nieinwazyjne.
To nie jest do końca zepsuty film. Wielu widzów doceni sprawnie zrealizowaną akcję, szybki montaż i niezłe efekty specjalne. W Watykanie pojawia się nawet na moment pewna polska stacja telewizyjna, relacjonująca wybory nowego Papieża. Takie detale cieszą, podobnie jak scenografia, albowiem ekipie filmowców zabroniono kręcić zdjęcia w kaplicach, kościołach i kryptach. Szkoda, że forma Howarda wygląda jak sinusoida. Na 3 tytuły przypadają 2 przeciętne pozycje.
A Brüno już żeś Panoczku oglądał? 😀
Pierwszeństwo mają Public Enemies.
A na to pójde we wtorek 😉
Bleeee, po co krwisty czerwony zamieniłeś na kolor sików? :<
1. To nie był czerwony, ani tym bardziej krwisty 🙂
2. Ten jest złoty.
1. Był.
2. Nie złoty a siki 😛